Pomaganie to chyba moja życiowa misja. Tym razem rzecz dotyczy przyjaciółki, której facet okazał się nieco "mniej wierny" niż myślała. Nie jestem czarownicą, żeby zrobić lalkę voodoo i wbić igłę tam, gdzie gagatka zaboli najbardziej. Ale dom mój zawsze otwarty, chusteczek w nim pełno, kuchnia działa a wino się chłodzi. A. przyniosła śliwki. Dobre. Węgierki. No to trzeba było skonstruować knedle. Żeby się przy chandrze nie opychać słodyczami, a jednak nieco podnieść sobie poziom cukru. Przepis prosty. Prostszy niż życie z takim...
knedle ze śliwkami:
ugotowane ziemniaki (ok 1 kg), wystudzone i przeciśnięte przez praskę
mąka pszenna
1 jajko
wypestkowane śliwki (ok 70 dkg)
masło, cukier/syrop klonowy/miód
Do przeciśniętych ziemniaków dodajemy jajko i zaczynamy wyrabiać ciasto. Dosypujemy mąkę w takiej ilości, żeby ciasto się lepiło ale ze sobą a nie z dłońmi. Wtedy urywamy nieduże kawałki, robimy kulkę, spłaszczamy, montujemy w środek śliwkę i szczelnie zaklejamy. Wrzucamy na wrzątek osolony i z dodatkiem oleju. Gotujemy ok. 5 minut. Podajemy z dowolnymi dodatkami :-) Wino też może być, wszak pasuje do wszystkiego!