Lubię ciepło. Miejskie lato daje jednak czasem w kość. Docenia się wtedy choćby małą kałużę, w której można schłodzić spuchniętą upałem stopę. Tym razem z dwiema A. postanowiłyśmy poeksplorować kałużę kilkuhektarową. Szybkie pakowanie, trzy godziny gubienia się po wiejskich drogach i dotarłysmy do celu. Wiejskość w zapachu powietrza i wody. I też wiejskość na talerzu, bo produkty tylko lokalne. Ponieważ mówią, że gdzie kucharek sześć tam człek głodny chodzi, więc jako że nas były trzy, produkcja jedzenia była z poziomu poligonu wojska.
I nie ma takiej okazji, żeby nie pasowały naleśniki! Niezależnie od preferencji, zawsze można je wysmarować czymś, co uczyni je smacznymi.
Z racji ubogości wyposażenia, ciasto również robione specyficznie. Jak to nad jeziorem: mleka moze nie być ale zawsze jest piwo. Zatem ciasto piwne!
1 jajko
szklanka piwa
mąka
szczypta soli
łyżeczka cukru
Składniki mieszamy tak, żeby wyszło dość rzadkie ciasto. Smażymy z obu stron.
Naszymi dodatkami były znalezione w odmętach lodówki powidła śliwkowe z dodatkiem jogurtu greckiego (to wersja na słodko) oraz salami, żółty ser i pomidor (w wersji wytrawnej). Do tego sos czosnkowy. Ciężki, ostry i pyszny.
sos czosnkowy (przepis A.):
musztardamajonez
posiekany czosnek
sok z cytryny
sól, pieprz
Wymieszane i gotowe!
Acha! Butelka prosecco, pasuje do obu kombinacji :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz