sobota, 13 czerwca 2015

Leniwa sobota zatem przepisy z miasta

Człowiek nie robot, odpocząć musi. Ale żeby odpoczywać mógł ktoś, ktoś inny musi coś robić. Najlepiej do jedzenia i picia, żeby odpoczynek był pełny. Jako że lato rozpieszcza pogodą, można przejechać dobrych kilkanaście kilometrów rowerem, aby zażyć kulinarnych przyjemności. Nie zawsze trzeba gotować w domu a takie wyjścia uczą i to, jak się dziś okazało, bardzo wiele. Nie tego, żeby podpieprzać przepisy ale poznać nowe smaki, co akurat tutaj, nie jest trudne!
Zatem po kolei: bardzo przyjemna warszawska restauracja, zlokalizowana na Wilanowie, o wdzięcznej nazwie Na TaleRzAch. Szef kuchni, który sam osobiście pyta o smakowe preferencje i dobiera potrawę do gustu gościa. Jak sam mówi, procent zadowolonych jest zacnie wysoki.


Przysiąść można na zewnątrz. Na pierwszy ogień idzie lemoniada arbuzowa:
arbuz
woda
blender
Nalanie całości do szklanek i gotowe!


Z racji upału nie da się długo wysiedzieć w skromnym aczkolwiek przyjemnym ogródku, więc czas na hiszpańsko-portugalsko-kubańskie wnętrze w ciepłych kolorach i spokojną, sączącą się tematyczną muzyką. 




Zatem pora na dania główne. Dla A. sałatka ze szpinaku, sera i truskawek z musem truskawkowym. Niby banał ale okazuje się, że mus to tutaj główny aktor. Nadaje sałatce zdecydowanego charakteru. 
Dla mnie krewetki, podane na gorącej patelni z wrzącym masłem, pachnące czosnkiem. Dziwnie świeżo smakujące. Cały sekret polega na specjalnym sposobie gotowania, który powoduje, że mięso skorupiaków zachowuje wilgoć charakterystyczną dla świeżo złowionych owoców morza. Degustacja zrobionej tym sposobem ośmiornicy potwierdza, że to najlepszy patent!
Do picia cosmopolitan, trochę inny, bo ze świeżym gejfrutem. 




A na deser koktajl truskawkowy:
truskawki
woda
bleder
Nalać i wypić!


W międzyczasie próbowanie musu z ogórków kiszonych, który jest specjałem podawanym tu do tatara czy też krewetkowej pomidorowej, która smakuje też jak żywcem wywleczona z Morza Śródziemnego. Za tym smakiem stoi oczywiście mistrz kuchni i sprzęty, których używa, mało popularne w zwyczajnych restauracjach. Ludzie wyluzowani, obsługa miła, bez zadęcia. Można trzymać nogi na krześle i nikogo to nie wzrusza, czyli mental południowy mocno wyczuwalny. I dobrze.
Ceny też optymalne, na osobę zapłaciłyśmy ok 60 zł, zatem spróbować innej odsłony południowej kuchni, na pewno warto.
A to, że jutro będę robić lemoniadę arbuzową, to pewne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz